PAMIĘCI TYM, KTÓRZY ODESZLI...
Odeszła Sylwia "od dzieci" artykuł z "Trzeźwymi Bądźcie", maj/czerwiec 2003
Urocza młoda osoba
Drodzy czytelnicy! Proszę Was o wspólną modlitwę za duszę Sylwii. Ona umiała dzielić się miłością, ale (tak jak my wszyscy) również bardzo jej pragnęła. Jestem pewien, że teraz jest u samego jej źródła.
Waldek
Artykuł Bożenki "O śmierci", którego obszerne fragmenty były zamieszczone w listopadowo/grudniowym numerze dwumiesięcznika "Trzeźwymi Bądźcie" z 2014 r.
o. Krzysztof i o. Jan. Wspierali nas też moi koledzy i koleżanki z pracy. Przyjaciele - rodziny z naszej wspólnoty byli blisko nas. Dzięki temu udało nam się przeżyć ten ogromny, potworny, niewyobrażalny ból. Ale jak są życzliwi ludzie wokół to jest dużo łatwiej. W uroczystościach pogrzebowych uczestniczyło bardzo dużo ludzi. Przyjechało sporo księży zaprzyjaźnionych z nami. Mszy św. pogrzebowej przewodniczył zaprzyjaźniony z nami od wielu lat ks. Zbigniew Kaniecki. W homilii ks. Zbigniew powiedział, że jej ciało nie żyje, ale duch żyje, że można z nią rozmawiać, modlić się do niej, prosić o wstawiennictwo za nami u Pana Boga. Było to wzmacniające, budujące kazanie.
Dziękuję tym wszystkim, którzy byli z nami w tych dramatycznych chwilach, którzy nas wspierali, pomagali, którzy tak szczerze i bez skrępowania rozmawiali ze mną o śmierci. Niektórzy nie wiedzą, jak się w takich sytuacjach zachować - nie dzwonią, nie kontaktują się, unikają tego tematu. Mnie rozmowa na temat śmierci, podkreślam - śmierci, była bardzo potrzebna, a zakład pogrzebowy, który zajął się samym pogrzebem wypełnił swoje zadanie bardzo kompetentnie, z dużym zrozumieniem, uczciwie i profesjonalnie. Dziś z zamkniętymi oczyma poleciłabym ten zakład, czego nie mogę uczynić w tym artykule.
Wspomnienie ks. Krzysztofa Kościeleckiego o ks. Jerzym Bieńkowskim, odczytane na wieczorze wspomnień podczas rekolekcji w Gietrzwałdzie w 2014 r. Prawdziwy Przyjaciel
Piszę tych kilka zdań o ks. Jerzym, bo wiem, że podczas tegorocznych spotkań w Gietrzwałdzie będziecie mieli wieczór wspomnień o Księdzu Kanoniku, a pragnę dorzucić kilka swoich wspomnień o tym, jak ks. Jerzego zapamiętałem. Nie wiem czy będę mógł na to spotkanie przybyć, więc niech te kilka zdań zastąpi moją nieobecność. Pierwszy obraz jaki wyłania mi się z pamięci to dzień objęcia przez Niego funkcji proboszcza i dziekana. Widzę Jego wielką postać na ambonie, gdy mówi pierwsze kazanie i na końcu ciepło mówi o Siostrach Wspomożycielkach z Zakroczymia i o kapucynach. Potem to różne spotkania z okazji imienin, rekolekcji, załatwiania różnych spraw. Często przychodził do klasztoru, by się spowiadać. Jego stałym spowiednikiem był o. Gerard Iwanicki, który zmarł w 2004 r. w Zakroczymiu. To on pragnął, aby ks. Jerzy wstąpił do Filadelfii, czyli takiej wspólnoty, która jest utworzona dla księży diecezjalnych przy wspólnocie kapucynów. Ks. Jerzy sam mi się kiedyś zwierzył, że był taki okres w Jego życiu gdy poważnie zastanawiał się, czy nie wstąpić do kapucynów. Zbliżenie ks. Jerzego do Ośrodka i całej idei trzeźwości mogło dokonać się dlatego, że był człowiekiem otwartym i bardzo ciekawym świata. Dużo czytał. Interesował się wieloma sprawami. Kontakt ułatwiała Mu bardzo dobra znajomość komputera. Gdy przychodziłem do Niego na plebanię, oprócz mocnej kawy z - jak ja to nazywałem - "teleekspresu", pokazywał mi nowe książki jakie sprowadził. "Teleekspres" (bardzo elegancki ekspres do kawy) woził ze sobą ciągle. Nawet do swojego ukochanego Gietrzwałdu. Tak, ukochanego, bo odkrył to miejsce już jako kleryk i może to spowodowało, że tak szybko polubił naszą wspólnotę. Do idei trzeźwości przekonał się poprzez bliskość Ośrodka. Pamiętam, jak kiedyś powiedział mi ważne słowa: "Idei trzeźwości i tego, co robił Kaniecki w seminarium nie rozumiałem, dopiero pobyt w Zakroczymiu pozwolił mi odkryć, czym jest trzeźwość". Temu odkryciu był bardzo wierny, zwłaszcza poprzez wierność pracy i pomocy we wspólnocie i dla wspólnoty. W czym to się przejawiało? Po pierwsze: w Jego ciągłym zainteresowaniu poszczególnymi osobami ze wspólnoty. Wiedział, kto kim jest. Po drugie: miał czas, by słuchać naszych opowieści o sobie, o rodzinie. Po trzecie: umiał też krytycznie spojrzeć na działalność wspólnoty, ale poprzez pryzmat zatroskania. I po czwarte: umiał ofiarować swój czas dla wspólnoty. W tym wszystkim nie wynosił się, nie udawał mądrzejszego od innych. Pamiętam, jak rok temu zadzwonił do mnie (a wiedział, że nie przyjadę do Gietrzwałdu) i długo ze mną rozmawiał. Po tej rozmowie wiedziałem, że ks. Jerzy kocha wspólnotę. Wiedziałem, że będzie starał się ze wszystkich sił jej służyć. I wiedziałem, że zawsze można będzie na Niego liczyć. Czyż można jeszcze coś więcej powiedzieć o Prawdziwym Przyjacielu? Od lutego 2014 r. ks. Jerzego nie ma już wśród nas. Koło baru w Gietrzwałdzie, naprzeciw Domu Pielgrzyma, każdego ranka będzie puste miejsce. Już nie zaprosi na kawę, a Danusia nie będzie kupować dla niego papierosów. Wspomnę jeszcze, że ks. Jerzy kochał wschód Polski, tzn. tereny prawosławne, czyli te, na których obecnie jestem. Dwa lata temu przyjechał do mnie ze swoją siostrą i objechali wszystkie ważniejsze miejsca dla prawosławia. Co miesiąc wysyłałem Mu miesięcznik, który wychodzi na tych terenach - "Przegląd prawosławny". Był za to bardzo wdzięczny. Zapewne można byłoby jeszcze więcej napisać o tej Postaci, ale może uczynię to jeszcze innym razem, przy innej okazji. Bardzo się cieszę z tego, że taki wieczór wspomnień odbędzie się. Pamiętajcie o tym Przyjacielu nie tylko teraz, ale zawsze ilekroć będą odbywać się spotkania wspólnoty w Gietrzwałdzie. Ksiądz Jerzy w pełni zasłużył sobie na naszą wdzięczność i pamięć.
ks. Krzysztof Kościelecki Hajnówka, 4.08.2014 r.
Umiłowany, czcigodny Księże Jerzy,
Ewka
(wieczór pamięci ks. Jerzego Bieńkowskiego Gietrzwałd, 6 10 sierpnia 2014 r.)
Marysia M.
Wspomnienie o śp. Januszu, który odszedł od nas dnia 26 września 2014 r.
Janusza poznałem w 2001 roku na terapii w Gostyninie. Do sali, gdzie odbywało się spotkanie, wszedł lekko wystraszony, niski, starszy mężczyzna. Od początku twierdził, że jest tu tylko dlatego, iż policja zabrała mu prawo jazdy i to bezzasadnie. Miałem wtedy kilka miesięcy abstynencji i jedyne, czego mi nie brakowało to pychy i krytykanctwa. Stwierdziłem, że nie wytrzyma - odejdzie. Czas mijał i zacząłem zauważać, że Janusz zaczął łagodnieć, a jego ocena pijanej przeszłości staje się uczciwsza i prawdziwsza, że stwierdzenie "jestem alkoholikiem" nie wzbudza w nim już złości i wstydu. Muszę przyznać, że zacząłem go podziwiać za sumienność, wytrwałość i łagodność. Na jednym z mityngów siedziałem koło niego. Zauważyłem, że przy zegarku ma zawieszony krzyżyk z kawałkiem różańca. Nic mu nie powiedziałem, ale w moim wewnętrznym rankingu awansował. Wiedziałem, że jest godny zaufania i kiedy jesienią 2004 roku zastanawialiśmy się z żoną, kogo zaprosić na pierwsze spotkanie Wspólnoty Rodzin Katolickich z Problemem Alkoholowym w Gostyninie, nasze oczy zwróciły się bez wahania ku Januszowi i jego żonie Danusi. Od początku czuliśmy się dobrze w ich towarzystwie. Ciepło i spokój, które emanowało od nich, przenikało całą grupę i wpływało na wspaniałą atmosferę w czasie spotkań. Janusz został naszym skarbnikiem i pełnił tę służbę aż do końca swych dni. Mimo swego wieku zawsze brał aktywny udział w życiu grupy. Zawsze będę pamiętał jego rolę dziadka w scence, którą prezentowaliśmy w Gietrzwałdzie w 2008 roku. Klęczy przy umierającym wnuku - narkomanie i błaga Boga o życie dla niego. Widzę jak w końcowej scenie niesie przed sobą Biblię - dając jasny przekaz: "Z BOGIEM JESTEŚMY WSZYSTKIM BEZ BOGA JESTEŚMY NICZYM". Od samego początku zafascynował go Gietrzwałd. Czuł się tam zawsze bardzo dobrze. Przyjaciele cenili go za takt, kulturę i ciepło, którym obdarzał ich wszystkich. Należał do tej grupy ludzi, którzy bardzo zyskiwali przy bliższym poznaniu. Cieszę się, że mogłem tego doświadczyć. Po ludzku jest mi smutno, że go nie ma między nami. Wierzę, iż u Boga Ojca wstawia się za nami i wyprasza łaski dla tych, którzy są jeszcze w drodze.
Karol i Iwona W.
Janusz był bardzo serdecznym, dobrym i spokojnym kolegą. Potrafił dać z siebie wiele ciepłych, mądrych, pełnych nadziei słów
Teresa
Janusz był dla nas człowiekiem dobrotliwym, o dużym poczuciu humoru, dającym przykład do działania w naszej wspólnocie. Bardzo ceniliśmy w nim poczucie odpowiedzialności za grupę, za swoja rodzinę, punktualność, jak również zdrowy dystans do siebie. Bardzo, bardzo nam go brakuje. Modlimy się za niego.
Ewa i Ryszard
Będąc na rekolekcjach w Gietrzwałdzie dowiedziałem się, że Janusz lubił boksować, pamiętam go trochę przyczajonego, ale jestem pewien, że kiedy trzeba było atakować - był gotów
Arek
Cieszę się, że mogłam poznać Janusza - chociaż był to krótki czas, na pewno zostanie w mojej pamięci jako człowiek ciepły, otwarty, mający mądrość życiową. Bardzo lubiłam go słuchać.
Renata
Janusz był dla mnie przykładem ciepłego i spokojnego ojca i męża. Był człowiekiem modlitwy. Po śmierci odczuwam jego obecność na spotkaniach. Wierzę, że duchem jest z nami i wstawia się za nami u Boga.
Irenka